Obóz żeglarski w Chorwacji 2019 - Środkowa Dalmacja, część I
Opowieść oparta na faktach (jak najbardziej "autentycznych", niekoniecznie poważnych) o młodzieżowej wyprawie szlakiem wysp, zatok i portów Dalmacji. Przedstawiamy I część relacji z zeszłorocznego obozu żeglarskiego w Chorwacji, który odbył się na przełomie czerwca i lipca 2019 roku.
Piątek / sobota, Warszawa - Trogir
Załoga w komplecie stawiła się na Dworcu Zachodnim w Warszawie, powitana przez kadrę obozu Martynę i Mateusza. Na bladych jeszcze twarzach zadowolenie i radość – tydzień wcześniej skończył się rok szkolny i wreszcie można udać się na zasłużony odpoczynek od obowiązków szkolnych. Bagaże spakowane do autokaru, ostatnie uściski z rodzicami i ruszamy w trasę!
Podróż mija spokojnie, już na tym etapie zawiązują się pierwsze znajomości. Niektórzy mają uprawnienia żeglarskie, dla innych to pierwszy kontakt z żaglami. Wiktoria, Dagmara, Szymon, Błażej, Jacek i Rafał - oto skład załogi. Wielkopolska vs Mazowsze - będzie ciekawie, choćby pod względem językowym, w końcu często mówimy o tym samym używając innych określeń. Trasa autokaru wiedzie przez Słowację i Węgry, a do Trogiru, miejsca docelowego w Chorwacji, docieramy ok 9:00. Jest upalnie, w biurze armatora dowiadujemy się, że jacht będzie gotowy do odbioru ok 15:00 więc organizujemy szybki prysznic po podróży, śniadanie i udajemy się na zwiedzanie Trogiru. W tym czasie Kapitan załatwia formalności, przejmuje jacht od armatora i wreszcie o umówionej godzinie możemy zamustrować się na nowiutkim Oceanis 38.1 o wdzięcznej i wakacyjnej nazwie „Pleasure”. Cała przyjemność po naszej stronie!
Przez kolejny tydzień łódka będzie naszym domem, ale najpierw musimy ją starannie przygotować do „zamieszkania”, zatem bagaże do kabin, a w każdy luk, jaskółkę czy bakistę pakujemy prowiant i sprzęt. Podział na wachty pozwala na sprawne zakwaterowanie i obiad, więc szkolenie zaplanowane na kolejny dzień rozpoczynamy od razu po posiłku i jutro wyruszymy znacznie wcześniej.
Pierwsze szkolenie BHP dotyczy... obsługi toalety na jachcie? Tak! Kingston to miejsce, w którym znajduje się przebiegłe urządzenie w postaci jachtowego klozetu, a jego awaria może być nieco uciążliwa w trakcie rejsu, dlatego cała załoga musi zostać przeszkolona i zdać egzamin praktyczny, cokolwiek by to nie znaczyło! Sprawy te od zawsze bardzo stresująco wpływają na żeglarskich adeptów, ale instruktaż przeprowadzony przez wykwalifikowanych Instruktorów Obsługi Jachtowych Toalet kończy się pozytywnym zaliczeniem egzaminu i wpisem oceny końcowej 5.0 do indeksów. Omawiamy też ważne zasady, które od tej pory będą obowiązywać na pokładzie i najważniejsze tematy: bezpieczeństwo, nazewnictwo i obsługa jachtu, stanowiska manewrowe i oraz wiele innych – to tylko przykłady kwestii, które będą nam towarzyszyć do końca rejsu. Zdajemy sobie sprawę, że nie da się przyswoić takiej ilości nowych informacji w jeden dzień, dlatego nasi instruktorzy będą je niezauważalnie, wręcz podprogowo utrwalać w młodych i chłonnych umysłach.
Wieczorem, po kolacji załoga ma okazję do zabrania głosu. Kapitan przyjmuje skargi, wnioski, zażalenia, a także odpowiada na zestaw "100 najważniejszych pytań na świecie", a pierwsze na liście brzmi: "Jakie jest hasło do wi-fi?". Późno zapada zmrok, gwarny za dnia port powoli układa się do snu, a podekscytowana załoga zostaje w towarzystwie kadry do późna.
Niedziela, wyspa Drvenik Veliki, wyspa Hvar
Kolejny dzień rozpoczynamy śniadaniem na pokładzie - posiłki spożywane na zewnątrz mają swój klimat i zdecydowanie przypadają wszystkim do gustu. Wachta nawigacyjna sprawdza prognozę pogody i zapowiada się bezwietrzny upalny dzień. Uzupełniamy wodę w zbiornikach, sprawdzamy działanie wszelkich urządzeń i uczymy się, jak z nich korzystać. Kontynuujemy szkolenie – obsługa radia UKF i plotera map GPS, postępowanie w sytuacjach awaryjnych, wzywanie pomocy. Wachta kambuzowa (kuchenna) składa się dzisiaj z dwóch Wielkopolanek i propozycja w obiadowym menu jest jak najbardziej regionalna - pyry z gzikiem! Ostatni obchód i klar przed wyjściem z portu, wszyscy na pokładzie, flaga na maszt - możemy ruszać.
Cumy na pokładzie i wreszcie zostawiamy za rufą piękny Trogir. Wrócimy tu za tydzień, bogatsi o doświadczenie i kilka przygód. Po wyjściu z zatoki Kapitan wyjaśnia znaczenie mijanych znaków nawigacyjnych, a także ich symbolikę na mapach morskich, zarówno w ploterze map GPS jak i na mapach papierowych. Jest upalnie, bezwietrznie. Z zestawu dwóch żagli grot + fok, które mamy na pokładzie, stawiamy ten trzeci napędzany olejem napędowym. Od słońca w kokpicie chroni nas bimini top (materiałowy dach). Da się jakoś wytrzymać, ale wszyscy już marzą o skoku do wody, dlatego obieramy kurs na ⇒ błękitną lagunę przy wschodnim brzegu wyspy Drvenik Veliki. Dopływamy na miejsce, głębokość 4 m. Załoga samodzielnie opuszcza kotwicę, przez chwilę silnik wstecz, stoimy. Po odstawieniu "diesel-grota" pada komenda do obniżenia odczuwalnej temperatury. Tak spędzamy pierwszy postój i choć nasz obóz wygląda teraz trochę jak kolonia nad Bałtykiem, to ze względów bezpieczeństwa nie możemy przecież ryzykować przegrzania ;)
Po chwili ochłody ruszamy dalej i chociaż flauta (brak wiatru) uniemożliwia choćby przewietrzenie żagli, wykorzystujemy ten czas na przekaz kolejnych żeglarskich informacji i paru morskich opowieści. Przed dziobem widać już lawendową wyspę Hvar. Noc spędzimy dzisiaj w spokojnej zatoce ⇒ Luka Tiha na kotwicy, u wrót miasta Stari Grad, prawdopodobnie najstarszego w Chorwacji. Kotwica ponownie ląduje w wodzie, sprawdzamy pogodę na noc, a wachta kambuzowa przygotowuje już obiadokolację. Część ciekawskich załogantów dostaje się pontonem na brzeg z misją rozpoznawczo-kulinarną, która kończy się powodzeniem i w jachtowego menu dołącza świeży rozmaryn. Wraz z zachodzącym słońcem przyjemnie się ochładza, dlatego wieczór integracyjny spędzamy na pokładzie.
Poniedziałek / wyspa Hvar, Stari Grad
Poranek wita nas ciszą i zapachem lawendy, niesionym lekkim wiatrem schodzącym ze wzgórz otaczających zatokę. Śniadanie w takim miejscu smakuje niezwykle. Nie tracąc czasu ruszamy do portu miejskiego i cumujemy w miejscu wskazanym przez obsługę. Marinero podaje muring (lina służąca do cumowania jachtu, biegnąca od nabrzeża do obciążnika w wodzie), a załoga sprawnie pracuje na stanowiskach manewrowych. Pierwsze podejście do nabrzeża zdecydowanie na piątkę. Upał daje się we znaki, dlatego spacer po ciasnych i zacienionych uliczkach starej części rozpoczynamy od niemałej porcji lodów - kto był choć raz w Chorwacji i próbował lokalnych lodów, wie, o czym mowa.
Równina, na której znajduje się miasto, wpisana została na listę Światowego Dziedzictwa UNESCO – to tu znajdują się ślady pierwszego osadnictwa na wyspie Hvar z IV wieku p.n.e., także w całym basenie Adriatyku. Klimat jest niesamowity, w dodatku zwiedzanie w szczycie sezonu odbywa się bez tłumu turystów. Odwiedzamy także lokalny targ i uzupełniamy zapas świeżych warzyw i owoców. Po powrocie na pokład, przygotowujemy jacht do wypłynięcia – prognoza pogody dostarczona przez wachtę nawigacyjną jest optymistyczna, szczególnie siła i kierunek wiatru w nadchodzących godzinach powodują pozytywne emocje.
Wychodzimy z portu, a wiatrowskaz pokazuje 14 - 16 węzłów rzeczywistej prędkości wiatru (1 węzeł ≈ 1,85 km/h), więc rozwijamy żagle. Jacht od razu nabiera szybkości i przechyłu, podczas gdy w mesie (salon) i w kabinach trwają testy grawitacyjne przedmiotów luźnych i niezabezpieczonych. Robimy powtórkę z teorii żeglowania i przechodzimy do zwrotów na wiatr, które wykonujemy w celu wydostania się z wąskiej zatoki. Wprawdzie dżentelmeni nie pływają pod wiatr, ale obchodzimy tę zasadę wykorzystując fakt, iż na pokładzie mamy odważne i dzielne damy-załogantki. Dla nich fale nie stanowią problemu ;) Na trasie panuje wzmożony ruch, co chwilę mijają nas statki pasażerskie, promy oraz inne jachty i w ten praktyczny sposób uczymy się prawa drogi. Osiągamy odpowiednią wysokość do ostatniego zwrotu i odbijamy na wschód. Żeglując w kanale między wyspą Brač i Hvar, kierujemy się do jednej z zatok za miasteczkiem Jelsa na drugiej z wysp. Pod koniec dnia wiatr gaśnie, a noc zapowiada się bezwietrzna i gwiaździsta - stajemy ponownie na kotwicy; do jedynej stojącej tu łodzi mamy ponad 200 metrów. Jutro przewidujemy postój w marinie i odwiedziny nieco większego miasta, ale o tym opowiemy już w kolejnej części.
* Etyka, zasady, tradycje – nie zmieścimy wszystkiego w tygodniowym rejsie dla młodzieży. Staramy się jednak w najbardziej przystępny sposób przekazywać najlepsze wartości wynikające z etykiety i kultury żeglarskiej, przekazane nam z kolei przez pokolenia starszych i doświadczonych żeglarzy. Kiedyś pewien Druh-Instruktor powiedział mądrze: "Nie nauczyłeś, nie wymagaj". Na ⇒ obozach żeglarskich i rejsach młodzieżowych Windy Way jako instruktorzy najpierw wymagamy od siebie, uczymy i utrwalamy wiedzę wśród adeptów, a dopiero na samym końcu wymagamy od nich. Efektem tej pracy jest bezpiecznie spędzony czas, zadowolenie uczestników i początek przygody z pasją, jaką jest żeglarstwo.
I ktoś zapyta - po co to robicie? Odpowiadamy z nieskrywaną dumą: cóż, niektórzy nazywają nas ŻEGLARZAMI ;)
- 14.11.2019
- Relacje z obozów